>> Strona główna
SYLWETKA
>> Dziecięce lata
>> Grać? Nie grać?
>> Powojenne lata
>> Trener Orłów
>> Nowe Wyzwania
>> Czasy wielkich zmian
>> Ambasador futbolu
>> Ostatni mecz
POSCRIPTUM
>> Wydarzenia
>> im. Kazimierza Górskiego
>> Księgarnia
>> Linki
W NASZYCH OCZACH
>> Fotografie
>> Wywiady
>> Artykuły
>> Księga gości
>> Kontakt
|
|
Koszmarny błąd Sebastiana Nowaka
poniedziałek, 24 października 2005
Koszmarny błąd Sebastiana Nowaka zadecydował o porażce "niebieskich" w Radomiu. Upływał już regulaminowy czas gry, a gospodarze grali w dziewięciu przeciwko jedenastu (wcześniej z powodu kartek do szatni zeszli Zbigniew Wachowicz i Aleksandr Osipowicz). Właśnie wtedy Tomasz Brzyski posłał w pole karne gości loba z rzutu wolnego. Do lecącej ospale piłki wyszedł Nowak, bez trudu złapał ją, ale... nie wiedzieć czemu zaraz ją wypuścił. Traf chciał, że na dodatek pod nogi Rafała Szweda. Stoper Radomiaka podbił jeszcze futbolówkę, aby moment później wbić ją do siatki z najbliższej odległości.
- Mam nadzieję, że to będzie bramka na przełamanie - stwierdził po meczu strzelec gola. Chorzowianie byli załamani. - Nasz bramkarz przeżył osobisty dramat - kręcił z niedowierzaniem głową trener Ruchu Dariusz Fornalak. - Dokonaliśmy rzeczy niezwykłej. Przegraliśmy mecz, w którym sztuką było stracić komplet punktów - dodał.
Tuż po pierwszym gwizdku sędziego swoje niezadowolenie wobec postawy piłkarzy Radomiaka w ostatnich spotkaniach wyrazili kibice. "Macie biegać, a chodzicie. Macie strzelać, a tracicie. Mamy śpiewać, a nas nie ma. To tyle na ten temat" - tej treści transparent powiesili na ogrodzeniu i gremialnie opuścili trybuny. Aplauz wznieśli tylko raz, kiedy na stadionie pojawiła się legenda polskiego futbolu - Kazimierz Górski, który był gościem honorowym meczu. Ruch, który początkowo grał głównie tak, by bramki nie stracić, ruszył do ataku po przerwie.
Bliski szczęścia był Grzegorz Bonk. Piłka po strzale pomocnika Ruchu zatrzymała się jednak na poprzeczce.
Po chwili po błędzie Zbigniewa Wachowicza dośrodkowywał Tomasz Foszmańczyk, ale Krzysztof Bizacki spudłował z niewielkiej odległości.
Precyzji zabrakło też Michałowi Pulkowskiemu, po którego strzale głową piłka przeszła tuż obok słupka.
Kiedy na kwadrans przed końcem sędzia wyrzucił z boiska Wachowicza, a kilka minut później Osipowicza, ataki gości przybrały na sile. Tyle że chorzowianie nie mieli pomysłu na sforsowanie zagęszczonej obrony rywala.
- Za dużo dobrej piłki to tu nie było - stwierdził z rozbrajającą szczerością Kazimierz Górski. Mieczysław Broniszewski, trener Radomiaka, dziękował swoim piłkarzom za walkę. - Pokazali, że ambicja i determinacja nie są im obce.
ruch.chorzow.pl
|
|