wtorek, 2 października 2012 r.
O tym jakim Kazimierz Górski był ojcem i dziadkiem, o lwowskich zasadach, którymi się kierował, przygodzie z polityką i greckich kibicach noszących go na rękach - z Dariuszem Górskim i Bereniką Górską, synem i wnuczką trenera tysiąclecia rozmawia Krzysztof Świątek
- Kazimierz Górski, trener tysiąclecia, autor największych sukcesów reprezentacji. A jakim był ojcem, dziadkiem? Rozpieszczającym czy wymagającym?
Berenika Górska: - Absolutnie wymagającym. Zawsze bardzo się kochaliśmy, podobno byłam jego oczkiem w głowie, ale tak naprawdę nasza więź wzmocniła się kiedy uczyłam się w liceum. Wtedy częściej wyjeżdżaliśmy na miesięczne wakacje do Grecji i zaczynał się nasz czas. Brałam stos lektur szkolnych, dziadek mi je podkradał. Słuchał też ze mną piosenek Kazika, którego uwielbiał. Wcześniej dziadek był ciągle w rozjazdach, był wirtualnym dziadkiem. Bardzo często czekałam na niego, płakałam, w końcu zasypiałam, bo nie dotarł na spotkanie rodzinne. Zbliżyliśmy się w okresie jego choroby, czyli po roku ’96. Rok przed maturą mieszkałam z dziadkami. Wtedy miałam go w domu. W okresie jego choroby także pomieszkiwałam, gotowałam, często się spotykaliśmy.
- A jakim był ojcem?
Dariusz Górski: - Dla dorastającego, szukającego wolności chłopaka ojcem był wspaniałym, bo rzadko bywał w domu (śmiech). Wpadał, brał torbę z nowym zestawem rzeczy i znowu jechał na zgrupowanie. Gdyby podliczyć, to wtedy w ciągu roku był w domu ze trzy miesiące. Na wywiadówki nie chodził, domem zajmowała się mama. Tato jak przyjeżdżał miał ugotowane i uprasowane.
- Jak przyjeżdżał to było święto?
DG: - Tak. Chłopakom z Orłów Górskiego - zespołu oldboyów, który wciąż gra - często powtarzam, że lepiej znali mojego ojca niż ja.
- A jak głęboka więź łączyła go z żoną?
DG: - Tworzyli naczynia połączone, mimo jego częstej nieobecności. Ufali sobie.
- Wie Pan jak się rodzice poznali?
DG: - Niedaleko stąd, nad kanałkiem, nieopodal kortów Legii. Tata służył w jednostce wojskowej, a mama pochodziła z Czerniakowa i po wyzwoleniu chodziła tam na spacery. Któryś z kolegów ojca ją zaczepił, tata ponoć nie należał do śmiałych.
BG: - Babcia blondyna, koledzy wkręcili dziadka w akcję. Odbyłam ostatnią rozmowę z dziadkiem przed śmiercią, kiedy był jeszcze w pełni świadomy, nie obezwładniony silnymi lekami przeciwbólowymi. Łamiącym się głosem powiedział o babci: "takich dziewczyn już nie ma”.
DG: - Miłość przetrwała kilkadziesiąt lat, aż do śmierci.
źródło: Tygodnik Solidarność