Piłka jest okrągła a bramki są dwie. |
|||
>> Strona główna |
Polak, którego Grecy nosili na rękach
czwartek, 7 czerwca 2012 r
Legendarny Kazimierz Górski odniósł z greckimi klubami wiele spektakularnych sukcesów i był uwielbiany przez kibiców. Jednak w jego dziewięcioletniej pracy było też wiele trudnych chwil.
Polski trener wszech czasów pracował w Grecji przez dziewięć lat i potwierdził swoją markę, którą wyrobił sobie z reprezentacją Polski. Cztery mistrzostwa, dwa krajowe puchary, do tego udział w zdobyciu kolejnego trofeum, choć nie poprowadził już drużyny w finale, oraz podwójna korona w roli doradcy - ten bilans zasługuje na podziw. - Sukcesy osiągał głównie dzięki umiejętnemu podejściu do ludzi. Bardziej wierzył w ludzi niż w taktykę -- mówi nam Giorgos Kokolakis, zawodnik Olympiakosu Pireus z drużyny Kazimierza Górskiego, a obecnie skaut Olympiakosu. Telefon z ambasady Pod Akropol Górski trafił niemal zaraz po tym, jak rozstał się z kadrą w grudniu 1976 roku. Wcześniej mógł jechać do Kuwejtu, Finlandii i Szwajcarii, ale - jak opisał w swojej autobiografii ?Z ławki trenera" - lekarz zabronił mu wyjazdu do krajów, w których panują niskie temperatury, bo mogło to zaszkodzić jego nerkom. Na konferencji szkoleniowej w Meksyku skontaktowali się z nim greccy dyplomaci. Złożyli mu ofertę w imieniu Panathinaikosu i niebawem pan Kazimierz wylądował na lotnisku w Atenach, witany przez tłum fanów.
Gdy poprzedni trener chciał, by ćwiczyli dwa razy dziennie, przynosili zwolnienia lekarskie. ?Wyczuwałem u niektórych zawodników niechęć do mojej koncepcji, a w zasadzie metod, jakimi chciałem ją realizować" - napisał pan Kazimierz. - Treningi prowadził poprzez swojego asystenta. Stawiał raczej na taktykę. Chciał, by boczni obrońcy również włączali się do akcji ofensywnych. To było coś nowego w tamtych czasach - mówi nam Kostas Eleftherakis, legenda Panathinaikosu, który w ciągu 12 lat rozegrał ponad 300 meczów w barwach tego klubu. - Miał dobre podejście do zawodników. Nie był zwolennikiem żelaznej dyscypliny, stosował kary finansowe, ale nie jakieś drakońskie. Próbował z nami rozmawiać, przekonywać do swoich racji - opowiada Eleftherakis. Górskiemu początkowo udało się namówić zawodników do cięższej pracy. Ale wtedy drużyna jeszcze go słuchała. Panathinaikos nadrobił straty i wywalczył tytuł. Do tego dołożył krajowy puchar. To był jednak początek końca przygody pana Kazimierza z Panathinaikosem w roli trenera, bo ze starszymi zawodnikami coraz bardziej nie mógł się dogadać. Niesnaski w drużynie trafiały do mediów. Pan Kazimierz podejrzewał nawet, że w szatni jest podsłuch, więc przeniósł odprawy na środek boiska. Ale nic to nie dało. Buntownicy Kroplą, która przelała czarę goryczy, była porażka 0:2 z FC Brugge w Pucharze Europy. Przed rewanżem Górski odstawił trzy gwiazdy- uważanego za najlepszego piłkarza w historii Grecji Mimisa Domazosa, pięciokrotnego króla strzelców ligi greckiej Antonisa Antoniadisa i byłego reprezentanta Jugosławii Borivoje Djurdjevicia. ?Miałem powody, by sądzić, że wymieniona trójka w sposób zawoalowany, ale skuteczny sabotuje moje decyzje, opieszale realizując program szkoleniowy, wpływając negatywnie na pozostałych zawodników" - tak pan Kazimierz tłumaczył swoją decyzję w książce. Panathinaikos prowadził 1:0 i do awansu potrzebował jeszcze jednej bramki. Wtedy Górski chciał wpuścić weteranów. Domazos jednak odmówił. Pozostali dwaj wyszli na rozgrzewkę z niechęcią, a Serb przy tym jeszcze przeklął. Górski miał dość i następnego dnia podał się do dymisji. Zarząd jej jednak nie przyjął. ?Zarzuciłem wymienionej trójce sabotowanie moich poleceń. Ku mojemu zaskoczeniu nie padł ani jeden głos w ich obronie" - wspominał polski szkoleniowiec. Trójka buntowników została zawieszona, a niebawem odeszła z klubu. Było to niesamowite, bo 36-letni Domazos grał w nim od 18 lat, a Antoniadis od 15. Jednak usunięcie ich na wiele się nie zdało. Panathinaikos skończył sezon na trzecim miejscu. - Górski popełnił wielki błąd, odstawiając mnie i Domazosa. To dlatego zespołowi szło potem dużo gorzej - tłumaczy nam Antoniadis. Jednak i z pozostałymi zawodnikami jego relacje przestały się dobrze układać. Po porażce z Agres Pitesti 0:3 w Pucharze UEFA doszło do ostrego spięcia. Górski musiał tłumaczyć się przed członkami zarządu, którzy zarzucili mu wytworzenie złej atmosfery w drużynie, brak obiektywizmu w ocenie piłkarzy, niechęć do integrowania się z nimi, wreszcie zaniedbania w pracy z młodzieżą. Polski trener przekonał jednak władze klubu do swoich racji. Poparło go 13 z 15 działaczy.
Gorzej poszło mu z piłkarzami. W listopadzie 1978 po przegranej z OFI Kreta 0:2 doszło do burzy. Głos zabrał kapitan drużyny, bramkarz Vassilios Konstaninou. ?W imieniu drużyny chciałem oświadczyć, że nie widzimy możliwości dalszej współpracy z panem i nie chcemy, by był pan naszym trenerem" - tak wydarzenie zrelacjonował Górski w swojej książce. W tej sytuacji postanowił zrezygnować z pracy, choć władze klubu pragnęły, by został.
Świadek tragedii Po pożegnaniu z Panathinaikosem Górski przyjął propozycję Kastorii i po 11 dniach od awantury w szatni ateńczyków prowadził nowy zespół. To był klub bez większych ambicji. Miejsce w środku tabeli zadowalało wszystkich. Górski przejął drużynę na 14. miejscu, a sezon skończył na dziewiątym. W następnym sezonie odszedł z Kastorii. Przyjął propozycję z Olympiakosu, z którym wywalczył mistrzostwo. Natomiast Kastoria zdobyła puchar i choć nie prowadził jej w finale, to miał duży wkład pracy w ten sukces, więc mógł się cieszyć z podwójnej korony. W Pireusie wyciągnął wnioski z pracy z Panathinaikosem. - Tam próbował zmienić starszych graczy i miał problem. U nas już tak nie robił - mówi Giorgos Kokolakis.- Doświadczeni zawodnicy cały czas grali. Nie stawiał na młodych. Ja też na tym ucierpiałem. Miałem 18 lat i u poprzedniego trenera grałem w podstawowym składzie, ale Górski mnie pomijał - narzeka były piłkarz Olympiakosu. Pan Kazimierz bronił się wynikami. W następnym sezonie znowu wywalczył mistrzostwo, krajowy puchar i... odszedł. Miał dość Grecji. Przeżył trzęsienie ziemi i tragedię na trybunach. Jego drużyna pokonała AEK 6:0, a kibica z radości zaczęli napierać na wejście. Doszło do paniki, zginęło 21 osób. Podstęp AEK W 1982 roku na przyjazd do Grecji namawiał go prezes AEK, który miał dziwny pomysł. Chciał, by Górski prowadził zespół razem z dotychczasowym trenerem Zlatko Čajkovskim. Gdy Polak odmówił, działacze klubu poinformowali go, że ich boss tak się tym przejął, że dostał zawału serca. Poprosili też pana Kazimierza, by przyszedł na mecz z Olympiakosem. Na trybunie spotkał prezesa zdrowego jak ryba, więc poczuł się oszukany i podtrzymał decyzję. Sytuację wykorzystał szef Olympiakosu Stavros Dayfas. Górski podjął się zadania ratowania drużyny, która przegrała pięć meczów z rzędu. I po raz kolejny wywalczył mistrzostwo. - Myślę, że Górski osiągnął sukcesy, bo potrafił wykorzystać nasze możliwości, miał do nas dobre podejście. Dawał swobodę. Potem pracowałem z Jackiem Gmochem, który był dyktatorem. Bardziej opowiadało nam podejście Górskiego - wspomina Kokolakis, który wtedy grał już w pierwszej drużynie. Niektóre wydarzenia z treningów obrosły legendą. Były bardzo zabawne. - W pobliżu ośrodka, w którym mieliśmy zajęcia, znajdowała się fabryka. Z jej komina leciał czarny dym. Górski, gdy po raz pierwszy go zobaczył, krzyknął polsku: ?k... schodzimy". Innym razem zrobił nam trening na plaży. Dwaj piłkarze poszli jednak do wody, do nich dołączyła reszta i zajęcia się skończyły. Bardzo lubił się opalać. Na treningach często zdejmował koszulkę. Nas to bawiło, bo po jego ciele widać było upływ lat - dodaje były piłkarz Olympiakosu.
Górski starał się dbać o dyscyplinę w drużynie. - W klubie był człowiek, który odwiedzał nas w domach. Gdy zawodnika nie było tam o godz. 23, dostawał karę, ale niewielką. Przy powtórce był odsuwany na jeden-dwa mecze od składu. Odstawiał piłkarzy także za bójki - przypomina Kokolakis. Pucharowa rysa Górski odszedł z klubu w chwale w 1983 roku po kolejnym mistrzostwie. Jeszcze rok popracował w Ethnikosie, który zajął dziewiąte miejsce, i pożegnał się z Grecją. Ale tylko w roli trenera. Dał się bowiem namówić prezesowi Panathinaikosu Yiorgosowi Vardinogiannisowi na pracę w roli doradcy. Po wywalczeniu w 1986 roku kolejnego dubletu w wieku 65 lat wrócił na stałe do Polski. Na pięknym wizerunku pana Kazimierza w Grecji jest jednak rysa - europejskie puchary. Żaden z prowadzonych przez niego zespołów nie przeszedł drugiej rundy. - Nie oglądaliśmy meczów lig zagranicznych w telewizji i o rywalach nic nie wiedzieliśmy, a Górski też nie przekazywał nam żadnych informacji. Rywale mieli nie tylko lepszych piłkarzy, ale i taktycznie znacznie nas przewyższali - mówi Kokolakis. Potem Górski był skautem Panathinaikosu. Pomógł sprowadzić Krzysztofa Warzychę i Józefa Wandzika. Często spotykał się też ze swymi greckimi piłkarzami w Polsce, którzy darzyli go szacunkiem. - Kiedyś nawet zatrzymałem się w jego mieszkaniu - wspomina Eleftherakis. - Spotkaliśmy się w 1987 roku, gdy mój Olympiakos grał z Górnikiem. Było mi miło, bo powiedział, że byłem najlepszym graczem Olympiakosu - wspomina Kokolakis.?
MACIEJ KALISZUK
źródło: Przegląd Sportowy |
||
|