Piłka jest okrągła a bramki są dwie.

>> Strona główna

SYLWETKA

>> Dziecięce lata
>> Grać? Nie grać?
>> Powojenne lata
>> Trener Orłów
>> Nowe Wyzwania
>> Czasy wielkich zmian
>> Ambasador futbolu
>> Ostatni mecz

POSCRIPTUM

>> Wydarzenia
>> im. Kazimierza Górskiego
>> Księgarnia
>> Linki

W NASZYCH OCZACH

>> Fotografie

>> Wywiady
>> Artykuły

>> Księga gości

>> Kontakt

 


Trudne pytania Janasa

środa, 26 maja 2006

Czy Jerzy Dudek, choć nie gra w klubie, zasłużył na mundial? Czy dwie bramki Łukasza Sosina z Arabią Saudyjską wystarczą mu, by zagrać w Niemczech? Na te pytania, najpóźniej do połowy maja, musi odpowiedzieć Paweł Janas.

Mundialowe nominacje zawsze wzbudzały emocje. Tak było, gdy powoływał kadrę Kazimierz Górski, nie inaczej gdy robili to Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek i Jerzy Engel. Trenerzy zawsze twierdzili, że kierowali się tylko sportowymi względami. A dziennikarze i kibice? Najczęściej zgadzali się z wyborem selekcjonerów, ale... nigdy do końca. Do Janasa też się pewnie przyczepimy, jemu również się nie upiecze.

Nawet w reprezentacji Kazimierza Górskiego na niemieckie finały w 1974, uważanej za wyselekcjonowaną w sposób optymalny, nie znalazło się kilku piłkarzy, którzy mogli mieć żal do trenera. Na przykład taki Joachim Marx. Napastnik Ruchu Chorzów, wicekról strzelców w sezonie 1973/74, leczył wiosną kontuzję barku, ale zdążył się wykurować, strzelił kilka bramek i pomógł "niebieskim" sięgnąć po tytuł. Ale Marx usłyszał, że nie pojedzie na finały, bo kontuzja była zbyt poważna, a turniej w RFN zbyt wyczerpujący. Wielu zwolenników ma także inna teoria, o układzie na linii PZPN - Wisła Kraków. Otóż podobno piłkarskiej centrali bardziej zależało na dobrych stosunkach z milicyjnym klubem niż z hutniczym. Stąd obecność w kadrze pięciu wiślaków i tylko jednego, Zygmunta Maszczyka, z Ruchu.

Na tym nie koniec, bo choć trenerem był wtedy Górski, to wiele do powiedzenia miał w tym czasie jego asystent Jacek Gmoch, który nie przepadał za Marksem. W tym miejscu warto przypomnieć przykry wypadek, w którym Gmoch - podczas towarzyskiego meczu Kadra - "Express Wieczorny" - złamał nogę i musiał zakończyć zawodniczą karierę. Incydent, w którym uczestniczyli także Marx i bramkarz Marian Szeja (obaj rozpędzeni wpadli na Gmocha), zdaniem większości obserwatorów miał charakter przypadkowy, ale poszkodowany mógł mieć przecież inne zdanie...

Do RFN nie pojechał też klubowy kolega Marksa, czołowy wówczas rozgrywający polskiej ligi, Bronisław Bula z Ruchu Chorzów. - Górski mówił, że "na boisku Deynów może być tylko jeden", a Bronek spełniał rolę podobną jak Kaziu, więc trener uznał, że dwóch takich nie potrzebuje - wspomina bramkarz Jan Tomaszewski.

wp.pl

 
Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.